4

Adam wpadł do swojego pokoju hotelowego jak po ogień. Rozkazał przygotować sobie kąpiel, a sam zastanawiał się, co powinien ubrać. W pewnym momencie zamyślił się, odpływając gdzieś daleko. Musiał usiąść na skraju łóżka i wziąć parę głębszych oddechów. Rozwiązał krawat, który teraz w jakiś niewyjaśniony sposób powodował dyskomfort w oddychaniu. Przypomniało mu się, jak zachowywał się względem niego Juliusz, kiedy Adam odwiedzał jego rodzinę. Mickiewicz, jakby nie patrzeć, stał się świadkiem jego dorastania. Głupio było mu przyznać, ale uważał Julka za słodkie dziecko od momentu, w którym go ujrzał. Był ślicznym chłopcem i z wiekiem akurat ta jego cecha nie ulegała zmianie. Mickiewicz uśmiechnął się sam do siebie. Juliusz miał w sobie coś niezwykle intrygującego. Niewątpliwie był piękny, czego Adam nie wstydził się w myślach przyznać. I młody. O wiele młodszy od Adama. O ile się nie mylił, różnica między nimi wynosiła jedenaście lat. Był jeszcze gówniarzem... Litwin westchnął. Doskonale pamiętał wzrok Juliusza, który wychylał się zza swojej matki. Te oczy... Mickiewicz odczuwał niepokój za każdym razem, kiedy w nie spoglądał. Coś w ich głębi nie dawało mu spokoju. Nie mógł też znieść sposobu, w jaki młody Słowacki z nim rozmawiał, jeśli im się to wtedy zdarzało. Z czcią. Z szacunkiem. Niemal uwielbieniem. Juliusz traktował Adama jak zbawcę narodu. Ale wszystko się kiedyś kończy. Mickiewicz wiedział, co było powodem drastycznej zmiany podejścia Słowackiego do niego, ale teraz nie chciał o tym myśleć. Nie lubił wracać do wydarzeń tamtego przyjęcia. Kiedy już się wykąpał i przebrał, wrócił pod kamienicę Juliusza szybciej, niźli uważał to za możliwe. Zapukał. 

-Znowu pan?- spytała pani Pattey, otwierając drzwi domu.- Dopiero pan wyszedł.

-Witam szanowną panią, nie miałem pojęcia, że mnie pani zauważyła. Czy pan Słowacki już gotowy?

-Nie wiem i nie obchodzi mnie to- odparła beznamiętnie. Adam zaśmiał się.

-Wpuści mnie pani?- spytał, wciąż rozbawiony.

-Skoro muszę- Pattey westchnęła ciężko i wpuściła Mickiewicza do środka. Litwin rozglądał się po pomieszczeniu, a kobieta przyglądała się jemu i robiła to dosyć pogardliwie. Nie przepadała za poetami, a o Mickiewiczu zdążyła już coś usłyszeć. Milczeli do momentu, w którym rozległ się dźwięk kroków.

-Pan już jest?- wydukał Słowacki. Nadal nie był przekonany, co do uprzejmości wieszcza. Nie mógł wymazać z pamięci ów wzmianki na temat Augusta Bécu w Dziadach. Zmusił się do uśmiechu. Pożegnali się z panią Pattey i wyszli. Żaden niczego nie mówił. Spacerowali, a niektórzy z przechodniów zdawali się rozpoznawać w nich znanych poetów, dlatego oglądali się za ów osobliwą dwójką.

-Panie Słowacki- zaczął w końcu Mickiewicz.- Jeszcze raz chciałem przeprosić pana za to wtargnięcie.

Juliusz zatrzymał się.

-Jeśli zaprosił mnie pan na obiad przez wyrzuty sumienia, to nie musi pan, nic się nie stało...

-Ależ nie, źle mnie pan zrozumiał- szybko wyjaśnił starszy z poetów.- Chciałem pana zaprosić. Chciałem porozmawiać, ale szybko uciekł pan ze wczorajszego przyjęcia.

Stali na środku ulicy, patrząc sobie w oczy. Juliusz zaczął kaszleć, a gdy skończył, skinął głową.

-Dobrze, wierzę panu.

Dotarli do kawiarni i dostali stolik tylko dzięki sławie Mickiewicza. Właściciel restauracji był wprost zachwycony, gdy zobaczył Adama i osobiście doprowadził jego i Juliusza do stolika. Wkrótce przyniesiono im obiad. Słowacki kaszlnął. Adam zastygł wtedy z widelcem w połowie drogi do ust. Przyglądał się uważnie Juliuszowi i przemówił:

-Od jak dawna pan tak kaszle?

-Słucham?

-Dopiero teraz zwróciłem uwagę... Kaszle pan. Mój przyjaciel, chory na gruźlicę...

-To nic takiego- Juliusz wszedł mu w połowie zdania.

-Ale od jak dawna?

Ukrainiec zamyślił się. Faktycznie, od dawna miał problemy zdrowotne. Ten kaszel utrzymywał się i nie tracił na sile.

-Już jakiś czas- odpowiedział po namyśle.

-Może powinien pana zobaczyć lekarz.

-Czemu tak martwi się pan o moje zdrowie?- wtrącił Słowacki. Adam uniósł brwi. Był zaskoczony nieufnością w głosie młodszego poety.

-Chyba po protu nie chciałbym, by coś się panu stało, Słowacki. Nie powinien pan tak przesiadywać na parapecie przy otwartym na oścież oknie. Nabawi się pan jeszcze jakiejś choroby.

Spoglądali sobie nawzajem w oczy. Juliusza aż przeszył lodowaty dreszcz. Choćby nie wiadomo jak bardzo Adam był miły, jego oczy zawsze sprawiały wrażenie groźnych. Słowacki zadrżał nieznacznie. Musiał spuścić wzrok, bo nie wytrzymał napięcia.

-Na pewno dobrze się pan czuje?

-Tak.

-Drży pan- zauważył Adam, biorąc łyk wina. Juliusz parsknął śmiechem. Tym razem to Mickiewicz dziwnie się poczuł. Nagle zapragnął usłyszeć ten słodki chichot jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze...

-Co pana tak rozbawiło?- wydusił Adam, samemu się uśmiechając.

-Pańska hipokryzja- wyjaśnił Ukrainiec.

-To ciekawe.

-Poucza mnie pan odnośnie zdrowia, a sam zamiast brać oddech w środku zdania, bierze pan łyk alkoholu. Przypominam, że wpadł pan do mnie w nocy kompletnie pijany.

-Odpowiem krótko, drogi Słowacki. Czym się strułeś, tym się lecz- Adam uniósł kieliszek i znowu się napił, robiąc to w teatralny sposób. Młodszy mężczyzna nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się. Adam uniósł kąciki ust.

-Pięknie się pan śmieje- mruknął. Słowacki ucichł natychmiast i otworzył szerzej oczy. Potem znów parsknął.

-Chyba zbyt dużo pan wypił. Albo został opętany jak pański Konrad.

Teraz i Adam zaczął się śmiać. Nie mogli się uspokoić przez kilka chwil. W końcu zapadła cisza. Wspomnienie imienia postaci z dramatu Adama w obu poetach zaowocowało dziwnym niepokojem. W końcu to Dziady były przedmiotem ich waśni. Juliusz kaszlnął.

-Czemu pan napisał o moim ojczymie- mruknął cicho i wcale nie zabrzmiało to jak pytanie. Litwin wziął parę kęsów obiadu, nie patrząc już młodszemu w oczy.

-Panie Słowacki- zaczął.- Ja myślę, że dobrze pan wie czemu.

-Czy to jedno wydarzenie, tych kilka słów... Czy mój ojczym naprawdę na to zasługiwał?

Adam nie odpowiadał, więc Juliusz zdołał dodać:

-Było warto?

-Czy próbował pan kiedy tych zakazanych substancji, o których się tyle teraz słyszy na salonach?

-Nie o tym rozmawiamy- zdenerwował się Słowacki.

-Wiem- uciął Mickiewicz.- Ale nie będziemy też rozmawiać o tym tutaj. Stąd moje pytanie.

-Nie tutaj? To gdzie?- uniósł się Juliusz.

-A więc? Próbował pan?- naciskał Adam.

-Nie, cokolwiek ma pan na myśli- westchnął Ukrainiec z rezygnacją.

-No to będzie pan miał okazję.




Popularne posty

1