3
Juliusz stracił poczucie czasu. Zasnął, siedząc przy sekretarzyku. Zerwał się dwie, może trzy godziny później. Obejrzał się i spostrzegł, że i Mickiewicz zasnął, ale w jego łóżku. Juliusz westchnął zrezygnowany. Z wolna robiło się jasno i nie było sensu go budzić. Młody poeta uchylił okno i usiadł na parapecie. Chcąc nie chcąc, powrócił myślami do tego felernego dnia sprzed lat ...
Padał deszcz. Trzynastoletni wówczas Juliusz czekał z niecierpliwością na przyjazd specjalnego gościa i wystawał godzinami pod drzwiami.
-Już jest- powiedział do siebie, gdy usłyszał tętent
kopyt.
-Matko! Już jest!- zawołał podekscytowany, a Salomea zjawiła się przy jego boku.
-To on?- spytał August Bécu, który wychylił się zza rogu salonu.
-Na pewno!- zaśmiał się młody Juliusz. Już nie mógł się doczekać. August otworzył drzwi i cała trójka patrzyła, jak pan Adam Mickiewicz wysiada z dorożki.
-Witamy panie Adamie!-powitał go Bécu.
-Dzień dobry!- uśmiechnął się Litwin, podchodząc bliżej. Juliusz zawstydził się, kiedy tylko on i Adam zetknęli się wzrokiem. Chłopiec schował się za matką.
-Jak zwykle urocza pani Salomea- mężczyzna przeniósł wzrok z Julka na kobietę i ucałował jej dłoń.
-Oh, panie Adamie, ależ pan wybornie kłamie- śmiała się Salomea serdecznie.
-Chyba nie oskarża mnie pani o oszustwo- odparł Mickiewicz, a Salomea zaśmiała się jeszcze głośniej. Juliusz obserwował Adama cały ten czas. Mickiewicz budził w nim szacunek, ale też coś zgoła innego... Wyglądał zawsze bardzo dostojnie. Był młodym, przystojnym mężczyzną z iskrą w jasnych, mądrych oczach... I już odniósł sukces. Nigdy nie rozmawiali ze sobą zbyt długo. Właściwie w ogóle nie rozmawiali, ale Juliusz był nim oczarowany. Też bał się go nieco, jego sławy, geniuszu i groźnego, dziwnie pociągającego wzroku. Często bywał u nich na przyjęciach, ale i ze zwykłymi odwiedzinami. Słowacki był w stanie tylko się mu przyglądać z bezpiecznej odległości. Wszyscy weszli do środka, Juliusz szedł na samym końcu.
-Adamie, chwaliłem ci się?
-Zależy o czym mowa- odparł jego ciepły głos, a młodego Słowackiego w odwecie aż przeszył dreszcz. August uśmiechnął się szelmowsko.
-Mam w piwniczce skrzynkę ze wspaniałym winem. Włoskim.
-Wybornie- odparł rozbawiony Litwin. Zerknął przelotnie na Juliusza, który wgapiał się w niego bezustannie. Salomea wkrótce zniknęła w kuchni.
-Zapowiada się wspaniałe przyjęcie- oświadczył Bécu.
-Będzie Śniadecki?- spytał nagle Mickiewicz. August zmieszał się. Poprawił położenie swojego kołnierzyka, zgrabnie omijając wzrok Adama. Zapadła niezręczna cisza.
-Z tego, co wiem- zaczął ojczym Juliusza wreszcie.- Będzie.
Po kolejnej chwili ciszy Adam odkaszlnął znacząco i powiedział, niby od niechcenia:
-Nigdy za nim nie przepadałem.
Bécu zareagował nerwowym śmiechem. Słowacki zdążył zauważyć, że po informacji o spodziewanej obecności Śniadeckiego, Adam stracił dobry humor.
-Może ja pójdę po to wino- mruknął August i zostawił przybranego syna sam na sam z poetą. Adam z początku w ogóle nie patrzył na chłopca. Dopiero później przeniósł na niego wzrok, bo nie mógł już znieść, że Juliusz tak się w niego wpatruje.
-Chciałbyś o coś spytać, chłopcze?
Słowacki pokręcił przecząco głową. Obaj patrzyli sobie głęboko w oczy. W końcu Juliusz zdobył się na odwagę.
-Czytałem pańskie ballady.
-Doprawdy?- sapnął znudzony mężczyzna.
-Tak.
-I co o nich sądzisz?
-Są wspaniałe.
Znów moment ciszy. Słowacki pragnął uwagi. Adam był przerażająco pociągający, a Juliusz jeszcze nigdy wcześniej nie czuł czegoś tak dziwnego i to w stosunku do mężczyzny. Wiedział, że to niestosowne, a jednak tonął w uczuciu i zanurzał się w nim co raz głębiej i głębiej.
-Którąś zapamiętałeś szczególnie?- ciągnął Mickiewicz.
-Chyba "Lilije"- Juliusz wydukał, wpatrując się usilnie w wargi poety. Adam skinął tylko głową.
-A panicz? Podobno również piszesz.
-Próbuję. Ale chciałbym pisać tak jak pan- oświadczył nieśmiało młody Słowacki.
-Tak jak ja?
-Tak.
-Nie wolałbyś pisać lepiej?- spytał Litwin.
-Obawiam się, że to chyba niemożliwe, by pisać lepiej od pana- stwierdził Juliusz całkiem poważnie, a Mickiewicz zaśmiał się donośnie w odpowiedzi.
...
Rozmyślanie przerwał mu dźwięk znajomego głosu. Mickiewicz się obudził, jęknął i chwycił za głowę. Juliusz zszedł z parapetu i zamknął okno.
-Dobrze się pan czuje?
-Bywało lepiej- mruknął cicho Litwin. Juliusz z dziwnych i nieznanych mu powodów nie mógł oderwać od mężczyzny wzroku. Adam miał teraz rozczochrane włosy i zmięte ubrania. Ale właśnie to dodawało mu uroku. Na ogół Mickiewicz prezentował się inaczej, wzniośle, a przynajmniej takim go Słowacki zapamiętał. Teraz Juliusz widział jego prawdziwe, zmęczone sławą i odpowiedzialnością oblicze i podobał mu się ten widok. Ukrainiec mógłby tak na niego patrzeć godzinami, jak zwykł to robić w dzieciństwie... Ale zmusił się do odwrócenia głowy. Wieszcz powoli wstał.
-Przepraszam za kłopot. Może w formie rekompensaty da się pan zaprosić na obiad?
Juliusz z początku nie zrozumiał. Popatrzył mu w oczy. Mickiewicz podszedł bliżej, zapinając mankiety koszuli.
-Obiad? Z panem?
-Nie inaczej.
Młodszy poeta zamarł. Adam zarzucił na siebie surdut i wyciągnął z jego kieszeni zegarek na łańcuszku.
-Najwyższa pora- pokazał Juliuszowi zegarek. Była trzynasta. Słowacki oniemiał. Nie miał pojęcia, że było aż tak późno... Kompletnie zatracił się we wspomnieniach, co zajęło mu najwyraźniej parę godzin.
-Zróbmy tak. Wrócę do hotelu, doprowadzę się do porządku, pan również i przyjdę po pana.
Młody Ukrainiec nie mógł wydobyć głosu. Adam uśmiechnął się, uznając ciszę za zgodę.
-Postaram się wrócić za godzinę- oświadczył i wyszedł.